2017/06/04

...

Miałam dzisiaj opublikować odpowiedzi na pierwszą część pytań z Q&A, za które bardzo Wam dziękuję, ale ten post zostanie jednak przełożony na później. Ostatnio w moim życiu wydarzyło się coś, o czym teoretycznie nie chciałabym pisać, bo jest to zbyt prywatne, ale czuję, że muszę zostawić tutaj ten ślad.

Przychodziłam do Ciebie od dzieciństwa. Specjalnie wydłużałam drogę ze szkoły, aby po lekcjach do Ciebie zajść i posiedzieć chociaż troszkę w Twoim towarzystwie. Zawsze witałaś mnie uśmiechem i cukierkami, którymi obdarowywałaś wszystkie bliskie dzieci. Minęło wiele lat, a ja dorosłam i założyłam własną rodzinę, z którą do Ciebie przychodziłam, a Ty kontynuowałaś rozdawanie łakoci kolejnemu już pokoleniu. Tych wizyt było mało, bo ciągle goniły mnie obowiązki, ale pamiętałam o Tobie i przed Wielkanocą chciałam upiec dla Ciebie ciasto, jednak dowiedziałam się, że znalazłaś się w szpitalu. Odwiedzałam Cię i wierzyłam, że mimo wszystko z tego wyjdziesz. Wszak pokonałaś chorobę, z którą przegrywa wiele młodych ludzi! Tak 'optymistycznie' było do naszego ostatniego spotkania w Domu Opieki, gdzie zamiast Ciebie zobaczyłam obolałą kobietę, która ma już dość tego bólu. Płakałaś, że nie chcesz tam być, bo nikogo już nie zobaczysz, a ja uparcie powtarzałam, że tu jest Ci najlepiej, bo masz ciągłą opiekę i obiecywałam, że jak tylko wyjdziesz na przepustkę, to przyjdę do Ciebie z dzieciakami.

Przyjdę jutro. Na ostatnie pożegnanie.